Nawałnica nadeszła i żadne siły na niebie ani ziemi nie były w stanie jej zatrzymać. Późna jesień i zima była dla nas czasem niełatwych doświadczeń i na razie nic nie zwiastowało odmiany na lepsze. Być może jednak los postanowił dać nam chwile wytchnienia. Dostaliśmy w prezencie kilka najpiękniejszych zimowych dni, pełnych słońca, śniegu i z tatrzańskimi szczytami na horyzoncie. podróż z kotem
Do Zakopanego dotarliśmy późnym wieczorem, po ponad dziewięciu godzinach podróży. Oczywiście w tyle samochodu na swoich legowiskach spał nie kto inny, jak nasze kicie. Byliśmy dumni, że dały radę i zniosły podróż bez problemów. Cieszyło nas, że nie cierpiały z powodu choroby lokomocyjnej, że wychodziły z auta na spacer podczas postojów i w ogóle fakt, że przyjechały z nami.
Tak naprawdę nie było zresztą innej opcji. Wiele rzeczy pozmieniało się w naszym prywatnym życiu i niestety raczej nie będzie już możliwości by zostawić zwierzaki pod opieką rodziny. Tym bardziej czuliśmy, że przyzwyczajenie ich do wyjazdów z nami jest bardzo ważne.
Zauważyliśmy, że w nowym, dużym domu od razu poczuły się całkiem pewnie. Zaznajomiły się z gospodarzami i zajęły zwiedzaniem nowych zakamarków. Ależ tu było atrakcji – trzy kondygnacje, wiele pokoi i schody, po których można było ganiać się wzajemnie lub bawić z piłką.
Nie ukrywam, że dołożyliśmy starań, żeby czuły się dobrze w nieznanym miejscu. Przygotowaliśmy w pokoju miejscówę do leżenia na parapecie, wzięliśmy ze sobą podróżny drapak i wygodne legowiska oraz transporter, zabawki, karmę, smakołyki i oczywiście dwie kuwety. Zadziałało! Kotki nie okazały żadnego stresu po przyjeździe i świetnie się zaaklimatyzowały.